Witam. moja przygoda z mercedesem zaczeła sie hmmm... 4 kwietnia 2010 roku kiedy na moja osiemnastke przyjechała babcia mercedesem z przewiazaną kokardą. Byl jeden problem prawko sie robiło, kilka dni puźniej byl pozytyw za 1 razem, troche biurokracji i z czarnych były już białe tablice, ile auto kosztowało nie wiem... wiem że poprzedni właściciel jeździl 16 lat. Auto było zadbane ale niedoinwestowane... luzy, rdza... duzoo, ale za to skóra jeździła w pokrowcach i zachowala sie w bardzo dobrym stanie. Potem zakupilem drugie 123 ktore stało jakies 4 lata minimum... dawce z którego sprzedałem co mi nie było potrzebne( wnetrze, silnik...itd).
Po lewo mój "dziadzowóz" a po prawo dawca...
Sam dawca nie był taki zły, jedyne co spowodowalo jego rozbiórke to benzynowy silnik...
Ogólnie auto miało zgnite progi, drzwi, podłoge, pasażer lewitował, komore cała w oleju, i dużo innych ogniw korozji.
Auto ma być w miare ogrninalne w miare dobrze zrobione (idealna jest tylko dziewica) i na glebie co pewnie się nie spodoba na tym forum...(gusta), ale przede wszystkim jak najwięcej chce robic osobiście...
Pare dni przed rozpoczęciem prac rozbiórkowych...
Do auta dołozylem jedynie 4x elektryczne szyby (poszukuje przełączników).
Ostatnia podróż po maturach i auto do dziś stoi w garazu...:/
I pomału zaczeło sie rozkrecanie...
silnik pokryty ładną warstwą oleju... (jak sie zrobi cieplej muszę sie z tym uporac, może ktoś ma jakieś propozycje...?)
A tu mały składzik.
Niestety z blacharki mam bardzo mało zdięć, ponieważ szkoła sie zaczeła itd...
Zdięcia kicha straszna ale blacharz zrobił dobra robote.
Grudzien jak wiadomo święta itd, karpik(bleee) ale przyjechało co nie co na podwórko, kolor nie najgorszy.
Ogólnie efekt jest bardzo dobry, mnie osobiście zadowala w 100%.
Auto zostalo tak w ogóle i w szczególe wypiaskowane ale nie moge znaleźć zdięć, nie jestem jakimś maniakiem cykania fotek po każdej wykonanej czynności a zdięcia na ogól robie telefonem co pewnie widac po jakości... na koniec za jakies 5 lat zrobi sie pożadną fotke.
Nie powiem mikołaj był fajny w tym roku... pomalowane elementy spokojnie sobie leża w domku i czekaja na swoją kolej.
Aktualnie siedze 60km od domu i autem zajmuje się tylko w soboty i niedziele, co mi bardzo nie pasuje...
Podłoge smigłem cortaniną a kilka dni puźniej dokladnie hammerite. Wróciłem do miasta studenckiego a farba sobie schła.
w tym tygodniu zabrałem sie za wygłuszenie, maty były już w garażu wiec do roboty. Robie to pierwszy raz więc powoli i koślawie idzie.. jakoś. Została do wyłożenia podloga kierowcy i bedzie git, i trzeba sie brac za podciśnienie...
Mile widziane uwagi, czytam co nieco na forum ale nie ma też czasu żeby to wszystko ogarnąć.
Jest to mój pierwszy taki post więc prosze o wyrozumiałość i Przepraszam za błedy.. ale polonista ze mnie nie będzie dlatego na polibudzie wylądowałem